Kilka miesięcy temu zostałam poproszona abym napisała świadectwo swojego powołania. 
Znacznie lepiej piszę ikony – pomyślałam, niż teksty….ale spróbuję. 
Zacznę od wiersza, który w klasie maturalnej przysłała mi moja przyjaciółka 
Nie wiem, kiedy to było.
Ty wiesz to lepiej ode mnie , mój Panie.
Kiedyś  w jakieś chwili nastąpiło pierwsze spotkanie
Chyba Cię nie poznałam wtedy,
przeszłam obca, daleka…
Patrzyłeś za mną długo,
 i cierpliwieś na mnie czekał.
A w moim sercu coś zostało
– pamięć  snu jakiegoś czy marzenia.
Nie wiedziałem wtedy, Panie,
że Ty sny w rzeczywistość zmieniasz.
Dzisiaj już wiem.
Słowami nie ogarnę, nie wyrażę przeszłości.
Każdą jej chwilę pisałeś żywymi głoskami miłości.
Podszedłeś do mnie jak królewicz jasny
z kwiatem szczęścia w dłoni.
Rzeczywistość stała się piękniejsza od baśni.
Podszedłeś do mnie w blasku cierniowej korony.
Stanąłeś przede mną ubogi, ukrzyżowany, upokorzony,
Bez słów powiedziałeś mi wszystko….
 
 
Można by w tym miejscu zacząć opisywać wydarzenia, ludzi, słowa, w których to On przychodził…
Czasem zaskakujące, porywające, patrząc po ludzku wprost niemożliwe, a czasem takie zwyczajne, codziennie jak kromka chleba.
Powołanie to spotkanie z pełnym miłości spojrzeniem Chrystusa. I to jest dla mnie najważniejsze i tym chcę się podzielić.
Lubię, gdy na mnie patrzy i lubię patrzeć na Niego. To spojrzenie ucisza, uspakaja. To spojrzenie rozumie… zna mnie przecież od zawsze. 
Nie potępia, nie ocenia… wręcz przeciwnie pociąga i od środka uzdrawia. 
Mijają dni, lata od tego pierwszego spotkania (w tym roku już jubileusz 25-lecia życia zakonnego) a ONO wciąż działa. 
Noszę je w sercu jak najdroższy skarb.
On czule patrzy na mnie nie tylko na modlitwie, ale też wtedy, gdy pracuję, odpoczywam, spotykam się z ludźmi.
Nieustannie towarzyszy mi Jego miłujące spojrzenie. Wiem też, że On pragnie bym to doświadczenie niosła dla innych. Bym patrząc oczyma Chrystusa dawała o wiele więcej, niż tylko to co widać na zewnątrz.
Podejmując pracę nad ikoną Oblicza Jezusa najtrudniej jest dla mnie zawsze namalować oczy.
Ukryć w nich to co niewidoczne, co można zrozumieć tylko sercem, przede wszystkim by opowiadały i zapraszały do SPOTKANIA, w którym życie nabiera sensu.
Mam świadomość tego, że jestem tylko „pędzelkiem” w Jego ręku. Trwając na adoracji, kontemplując Jego spojrzenie ufam, że uzdolni mnie do podjęcia zadania.