Niech Pan obdarzy Was pokojem!
Jestem s. Alberta. Chcę podzielić się z Wami moim doświadczeniem życia z Bogiem – a przynajmniej częścią tego doświadczenia. A że już większą część życia jestem siostrą zakonną – Serafitką – to będzie to bardziej podzielenie się historią mojego powołania.
Trudno mi powiedzieć, kiedy uświadomiłam sobie, że mam pragnienie życia zakonnego. Wychowałam się w katolickiej rodzinie i praktyki religijne, codzienna modlitwa, wartości chrześcijańskie były moim codziennym doświadczeniem. Im byłam starsza, tym bardziej chciałam, żeby były one moim osobistym, indywidualnym doświadczeniem, a nie tylko wyuczonym sposobem życia. Szukałam własnego sposobu przeżywania wiary w Ruchu Światło – Życie, we wspólnocie scholi, we wspólnocie pielgrzymkowej. Ale największy spokój i jakąś dziwną tęsknotę odczuwałam w sercu, gdy przy różnych okazjach modliłam się w kościołach lub kaplicach zakonnych. Czułam się tam dobrze i bezpiecznie; miałam takie odczucie, że to jest moje miejsce. W moim rodzinnym mieście jest wspólnota Sióstr Serafitek od 1912 roku, więc siostry są częścią historii mojego miasteczka. Chyba nikt sobie nie wyobrażał (i nie wyobraża też teraz), że sióstr mogłoby nie być. Siostry uczyły mnie w szkole podstawowej i to było „normalne”, że są. Ale kiedyś jedna z sióstr zaprosiła mnie herbatę i ja to przyjęłam jako zaszczyt, bo nie myślałam, że z siostrami można tak po prostu pić herbatę i rozmawiać. I tak się zaczęły moje wizyty u Serafitek. Często u nich przebywałam, bo ujęła mnie ich prostota, zwyczajność, radość, otwartość i świadectwo wiary. Zapragnęłam też takiego sposobu życia. A pragnienie to pogłębiło się, gdy mój starszy brat zaczął jeździć na rekolekcje, a potem wstąpił do Zakonu Braci Kapucynów. Bardzo mu zazdrościłam. Gdy przyszedł czas decyzji, co robić po maturze, zmagałam się ze sobą, co zrobić. Z jednej strony przynaglało mnie pragnienie życia w zakonie, ale z drugiej strony hamowała mnie świadomość, że rodzice zostaną sami w domu. Nie było po ich myśli, żebym ich opuściła i wstąpiła do Zgromadzenia. Ale w wyniku różnych wydarzeń – teraz wiem, że to były zrządzenia Bożej Opatrzności – podjęłam decyzję, że poproszę o przyjęcie do Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej, Sióstr Serafitek. Otrzymałam też błogosławieństwo od rodziców. Pamiętam taką zabawną historię, którą opowiadały mi siostry z rodzinnego miasta. Kiedy byłam już kilka miesięcy w postulacie, mój tato zaprosił siostry, by oberwały sobie w ogrodzie rodziców czereśnie, które wyjątkowo obficie obrodziły. Siostry się trochę wzbraniały, tłumacząc, że nie chcą zabierać rodzicom owoców. Wtedy mój tato oświadczył: „Jak Pan Bóg wziął dzieci, to niech sobie weźmie i czereśnie.” Wiele razy później słyszałam od rodziców – oprócz słów tęsknoty – także słowa wdzięczności Panu Bogu za moje i brata powołanie.
Gdy dziś patrzę na historię mojego powołania, to coraz bardziej widzę Boże prowadzenie i opiekę. Jestem wdzięczna za duchowość, którą żyję. Bóg daje mi lepsze rozumienie, co to znaczy być franciszkanką – włączać się w dzieło odbudowy Kościoła obecnego w ludziach ubogich, starszych, chorych, cierpiących, zmagających się z trudnościami; a także, co to znaczy być córką Matki Bożej Bolesnej – towarzyszyć Jezusowi w Jego wyniszczeniu, opuszczeniu, wyszydzeniu z wiarą i nadzieją, że Bóg jest w tym obecny. Dziękuję Bogu za to, że daje mi doświadczać Kościoła żyjącego – i w Zgromadzeniu i poza nim. Kościoła, który jest radosny, silny i mężny, ale też słaby, smutny i zalękniony. Przez wszystkie lata mojej pracy katechetycznej z dziećmi i młodzieżą, a także w posłudze chorym i starszym, pokazywał mi sens trwania w Nim. Dziękuję Mu, że daje mi odczuć Swoją obecność właśnie w takim Kościele. Przez wiele doświadczeń – także trudnych i bolesnych – Bóg oczyszczał (i nadal to robi) moje serce, by było Mu wierne i oddane tylko Jemu. Jestem szczęśliwa, że właśnie w taki sposób Bóg poprowadził moją historię i że ja dałam się Mu poprowadzić. Pragnę trwać w moim powołaniu i każdego dnia wypełniać Bożą wolę. Dlatego bardzo proszę Was o modlitwę.

S. Alberta Borys